"From the red sky of the east
To the sunset in the west
We have cheated death
And he has cheated us"
~Iron Maiden - "Journeyman"
- Patrzcie – James rzucił gazetę
na stół.
Był to egzemplarz najnowszego
„Proroka Codziennego”. Na pierwszej stronie znajdowało się ruchome zdjęcie
mężczyzny w krótkich blond włosach. Miał on duże, niebieskie oczy, w których
od razu można było odczytać złość i nienawiść. Krzyczał i szarpał łańcuchy,
którymi był unieruchomiony. W rękach trzymał tabliczkę ze swoim numerem. Obok
była druga ilustracja. Przedstawiała ona kobietę w długich, jasnych włosach.
Wąskie usta i zielone oczy sprawiała, że była jeszcze piękniejsza. Kobieta
zachowywała się spokojniej. Siedziała na krześle i uśmiechała się szyderczo do
kamery. Jej oczy zdawały się mówić „tak, zrobiłam to. I wcale nie żałuję”. Pod
obrazkiem widniał podpis „Eric i Veronica Bravedeath uciekli z Azkabanu”.
- Eric i Veronica Bravedeath
zostali skazani na dożywocie czternaście lat temu – czytała Rose. – Powodem
wyroku było współpracowanie z Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Byli oni
najmłodszymi Śmierciożercami, dołączyli do szeregów Czarnego Pana już w wieku
czternastu lat. Walczyli w czasie Bitwy o Hogwart po stronie zła i wyszli z
niej cało. Przez dziesięć lat byli nieuchwytni dla aurorów, jednak w 2008 roku
zostali złapani w czasie próby przelotu nad Francją. Proces odbył się
błyskawicznie, a Eric i Veronica Bravedeath przyznali się do współpracy z
Sami-Wiecie-Kim. Podczas ostatniej z rozpraw Veronica wypowiedziała słynne
słowa, które wstrząsnęły całym magicznym światem – „Jestem dumna z tego, że
mogłam pracować dla takiego wybitnego czarodzieja, jakim był Czarny Pan”. To
okropne – wzdrygnęła się Rose i odłożyła gazetę.
- To byli ostatni „nienawróceni
Śmierciożercy” – powiedział James wskazując palcem na portrety w gazecie. –
Nikt już przecież nie liczy ojca takiego Malfoya albo tego kretyna Zabiniego.
- Mieli czternaście lat –
westchnęła Lizzy. –Myślicie, że Sami-Wiecie-Kto zmusił ich do tego? –
popatrzyła na kobietę na ilustracji. W jej oczach było widać obłęd. Jak inaczej
można zachowywać się po czternastu latach w Azkabanie?
- Czytałam kiedyś o nich –
odpowiedziała Rose. – Niezły z nich kociołek. Podobno znali potężniejsze
zaklęcia, niż niektórzy dorośli Śmierciożercy, nie wspominając już o uczniach
Hogwartu. Dobrzy uczniowie, nauczyciele byli z nich raczej zadowoleni. Nie
wyróżniali się spośród innych, mieli jakieś wpadki, chodzili na mecze
quidditcha, Eric był nawet pałkarzem. Nikt nie zauważył, żeby mieli jakieś
skłonności do zabijania. Sam Dumbledore, który przecież Malfoya przejrzał na
wylot, nie podejrzewał, że „jest z nimi coś nie tak”. Najdziwniejsze jest to,
że nie byli oni ze Slytherinu, według tej książki nawet by tam nie pasowali.
- Tak? – zdziwił się Hugo. – To w
jakim domie byli?
- W Gryffindorze.
***
Otaczał ich mrok. Nagle wszystko
umilkło. Hogwart przestał się palić, a Śmierciożercy znieruchomieli. Nie
wiedzieli co mają robić. Ich Pan poszedł do zamku, aby ogłosić obronie Hogwartu
swoje zwycięstwo. Oni zostali na tylniej straży, na wypadek gdyby
sprzymierzeńcy Wybrańca chcieli pomścić jego śmierć. Stali teraz tak wszyscy:
niektórzy, ci bardziej poważani, w maskach, inni jedynie w czarnych pelerynach.
Byli przedstawicielami różnych ras, nie wszyscy byli ludźmi, ale łączyło ich
poddanie Czarnemu Panu. Teraz, gdy wszystko zamarło, co powinni zrobić?
Zaatakować, korzystając z nieuwagi przeciwnej strony?
Nagle w oddali zamigotało
światełko, które wyraźnie się do nich zbliżało. Sygnał do ataku? Światło
wdarło się między nich, był to patronus. Kot usiadł pomiędzy nimi, a łapką zaczął drapać się za lewym uchem.
- Czarny Pan nie żyje. Poddajcie
się – rozbrzmiał głos profesor McGonagall i kot natychmiast zniknął.
Wiadomość rozbrzmiała echem po
lesie, w którym się ukrywali. Słudzy Czarnego Pana wpatrywali się w miejsce, w
którym jeszcze przed sekundą siedział kot. Nie wierzyli. Jak to,
najpotężniejszy czarodziej jakiego mieli okazję poznać, został zabity? Przez
kogo? Ta jedna chwila przyniosła tak wiele pytań. Jednak najważniejsze, które
budziło we wszystkich przerażenie, wciąż „wyświetlało się” w ich głowach – co
oni, na brodę Merlina, mają teraz zrobić?
W samym środku tłumu stali ci
najmłodsi: czarodziej i czarownica. Budzili szacunek nawet u tych najstarszych
i najbardziej oddanych Voldemortowi Śmierciożercach. Oni już w wieku czternastu
lat potrafili bez mrugnięcia okiem rzucić Avadę Kedavrę, ale oprócz tego znali
wiele innych zaklęć, o których niektórzy z nich nawet nie słyszeli. Byli
doceniani przez Czarnego Pana, to właśnie oni o wiele lepiej wykonywali swoje
zadania od całego szeregu innych Śmierciożerców, z Draconem Malfoyem na czele.
Zabicie Dumbledore? Dla nich to byłaby pestka! „Tacy oddani Czarnemu Panu, są
prawdziwym szczęściem następnego pokolenia!” – mówiła o nich Bellatrix
Lestrange. Odważni, uparci, dążący do celu, niewzruszeni, stali teraz
wyprostowani, jak gdyby nie usłyszeli przerażającej wiadomości.
- Słyszeliście, Czarny Pan
zginął! Nic tu po nas! – krzyknął jakiś Śmierciożerca i natychmiast się
deportował. Zaraz po nim zrobiło to kilka kolejnych, a niektórzy zaczęli od
wyczarowywania na sobie normalnych ubrań. Ci, którzy byli metamorfomagami
najpierw zmienili swój wygląd – kształt nosa, kolor włosów i oczu, aby trudniej
było ich rozpoznać. Wszyscy wiedzieli, że za pomoc, którą ofiarowali
Voldemortowi, trafią do Azkabanu.
- Nie pomścicie go?! Tchórze!
Tchórze! Nie zasługiwaliście na jego szacunek! – krzyczał blondyn, dość wysoki
jak na swój wiek. Jego niebieskie oczy, zazwyczaj głębokie i nieprzeniknione,
teraz kipiały nienawiścią i rządzą zemsty. Jego czarny płaszcz za bardzo
ucierpiał w walce, dlatego teraz stał tylko w spodniach i białej koszuli z
krawatem domu Gryffindora. Z jego prawego ramienia leciała krew, upadł na
kamień chroniąc swoją towarzyszkę.
- Wróćcie do Hogwartu i
udawajcie, że o niczym nie wiecie. Dobrze wam radzę – odpowiedział kolejny
Śmierciożerca, a zaraz potem go nie było. Sług Czarnego Pana było coraz mniej.
Zostawali jedynie nieliczni, którzy zastanawiali się jeszcze nad propozycją
młodego Gryfona lub opatrywali bliskich rannych.
- A żebyś wiedział, ze tak
będzie! – krzyczał czternastolatek. – I zabiję tego, który mu to zrobił!
Rozejrzał się po lesie. Zostali
sami – on i dziewczyna. Jako jedyni nie mogli się teleportować, bo nie zdali
egzaminów. Jednak nie to było największym problemem, tyle razy w końcu łamali
zasady. Nie teleportowali się, bo po prostu nie umieli. Nauczyli się wielu
potężnych zaklęć i klątw, lecz tego nie potrafili się nauczyć.
- I wy się nazywacie
Śmierciożercami – darł się. – Tchórze! - blondyn ze złości kopnął najbliżej
leżący kamień. Poleciał on daleko i zniknął w koronach drzew. Jednak to nie
dało upustu jego emocjom. Zaczął bombardować zaklęciami najbliżej stojące
drzewa.
- Uspokój się – odezwał się
delikatny dziewczęcy głos. Należał on do drobnej blondynki o ślicznych
zielonych oczach. Spojrzała na swojego towarzysza, jednak było zbyt ciemno, aby
z jej twarzy dało się cokolwiek odczytać. Upominała go czy może troszczyła się,
aby nie zrobił nic głupiego? – Nie możemy wrócić do Hogwartu – powiedziała z
uporem w głosie. Widać nie znosiła sprzeciwu.
Blondynka była opatulona swoim
czarnym płaszczem. Nie widać było po niej prawie żadnych oznak niedawno przebytej
walki. Jedynie jej włosy, lekko brudne i poczochrane mogły dawać poszlakę, że
dziewczyna ostatniej nocy nie spała grzecznie w swoim łóżku.
- Wiem – odpowiedział jej,
opanowany już chłopak. – Widzieli nas. Walczyliśmy z nimi. Zabiliśmy ich – gdy
wypowiadał ostatnie zdanie dało się odczuć pewien zawód. – Na pewno by nas
wydali.
Nagle dziewczyną wstrząsnął
szloch. Cała się trzęsła i upadła na ziemię. Teraz wydawała się zupełnie inna
niż jeszcze kilkanaście minut temu, gdy walczyła przeciw rówieśnikom ze szkoły.
Pokazała, że jest tylko czternastoletnią dziewczynką, a nie potworem stworzonym
przez Voldemorta do zabijania.
- Nie płacz – chłopak podbiegł do
niej i przytulił ją mocno do siebie. Chwilę trzymał ją w ramionach, a potem
podniósł jej głowę tak, aby patrzyła mu w oczy. – Czego się boisz? Byliśmy po
tej drugiej stronie. Byliśmy lepsi niż oni wszyscy – pokazał w stronę zamku.
- Nie chcę umierać – szlochała
dziewczyna. – Nie chcę spędzić reszty życia w Azkabanie.
- Nawet jeśli tak będzie,
przecież robisz to dla niego. Obiecywaliśmy spędzić całe nasze życie w jego
służbie – odpowiedział jej.
- Myślisz… myślisz, że on
chciałby, żebyśmy umarli? – blondynka spuściła swoje zielone oczy.
- Nie umrzemy. Wydostanę nas stąd
– przytulił jej głowę do swoich piersi i pocałował ją w czoło.
- Obiecujesz? – wydukała
przezwyciężając płacz.
- Obiecuję. Ja, Eric Bravedeath.
***
- Rose, czemu powiedziałaś to
głosem Liz? – zapytała zdziwiona Lily. Popatrzyła na rodzeństwo i kuzynów.
Wszyscy byli równie zdziwieni co ona.
- To nie ja to powiedziałam –
odparła kuzynka. Jej zazwyczaj blade policzki zapłonęły rumieńcem. Skąd ta
dziewczyna wiedziała to co ona? Przecież wykradła tę książkę nocą z Działu
Ksiąg Zakazanych zabierając wcześniej Albusowi pelerynę niewidkę. – Skąd to
wiedziałaś, Lizzy?
- To było dla mnie oczywiste –
odpowiedziała blondynka nie rozumiejąc zdziwienia przyjaciół.
- Doprawdy? – James podniósł
jedną brew. Dla niego nie było to oczywiste, z resztą z tego co widział dla
reszty jego rodziny też nie. Rose się oczywiście nie liczyła, ona wiedziała
wszystko, choć szczerze powiedziawszy Potter myślał, że tymi dwoma ją zaskoczy.
Nie sądził, że kuzynka już zdążyła dużo wcześniej odkryć informację o
najmłodszych Śmierciożercach. Być może ciocia Hermiona miała rację i faktycznie
tylko rudowłosa wykorzystywała swoje możliwości? Odgonił od siebie tę myśl.
Przecież zawsze znał swoją wartość, co się z nim teraz dzieje?
- To było bardzo logiczne –
zaczęła się tłumaczyć Liz. – Wystarczy spojrzeć na cechy gryfońskie. Odwaga.
Musieli być odważni skoro w wieku czternastu lat podjęli się służby u
Voldemorta – Hugo i Rose wzdrygnęli się słysząc to nazwisko, a rodzeństwo
Potterów jedynie spojrzało na nich z litością. – Szczerość. Veronica Bravedeath
nie owijała w pergamin, otwarcie powiedziała, że jest dumna z tego co zrobiła.
Szlachetność. Można na to przecież inaczej patrzeć niż jedynie przez pryzmat
dobra. Postanowili stanąć po tej złej stronie i byli tam cały czas. Można by
tak jeszcze długo, ale łapią się pod wszystkie cechy, jestem tego pewna –
zakończyła.
- Dobra, ale co z cechami
Ślizgonów? – zapytał się James. – Spryt? Przebiegłość? Ambicja? To wszystko
przecież też na pewno mieli.
- A czy twój ojciec przypadkiem
też nie pasował do obydwu domów? – zapytała czujnie Liz.
James zrobił nietęgą minę.
Faktycznie, miała rację. Skoro było to możliwe u słynnego Harry’ego Pottera,
jedenastoletniego Wybrańca, to czemu nie mogło to być możliwe w przypadku dwóch
przyszłych Śmierciożerców? Zapewne idąc do Hogwartu jeszcze nie wiedzieli, że
staną po stronie zła.
- Wydaje mi się, że ja ich już
gdzieś widziałem – nagle odezwał się Albus. Od dłuższego czasu wpatrywał się w
fotografię młodych ludzi, wychudzonych przez pobyt w Azkabanie. – Pamiętam tę
kobietę.
- Al, to niemożliwe – odpowiedziała
Lily nerwowo zakładając włosy za prawe ucho. Zazwyczaj tego nie robiła, bo
uważała, że niekorzystnie wygląda inaczej niż we włosach spuszczonych wokół
twarzy. – Musiałbyś ich widzieć mając dwa latka, nie pamiętałbyś takich rzeczy.
- Poza tym wujek Harry na pewno
nie pozwoliłby, żebyś zobaczył niebezpiecznych Śmierciożerców – Rose jak zawsze
musiała wrzucić swoje trzy galeony. – Musiałbyś ich zobaczyć na jednej z jego
akcji, a przecież wujek nie zabiera nikogo na akcje.
- Pamiętam ją – uparcie powtórzył
Albus. Był pewny, że gdzieś już widział tą kobietę, musiał sobie tylko
przypomnieć gdzie, bez tego rodzeństwo mu nie uwierzy – Kiedy oni uciekli z
tego Azkabanu? – zapytał zabierając „Proroka Codziennego” ze stołu.
- 31 sierpnia – odparła Rose
nawet nie patrząc na gazetę. – To jest artykuł przypominający. Gdyby ktokolwiek
ich zobaczył musi natychmiast zawiadomić ministerstwo.
- Na Merlina, skąd ty to wszystko
wiesz? – zapytał James przewracając oczami.
Nagle Albusa olśniło:
- Już wiem! – krzyknął rzucając
gazetą o stół. Zbladł i kolejne słowa wypowiedział już o wiele ciszej. – To
było 1 września. Na King’s Cross.
***
Czarodziej i czarownica stali na
skraju Zakazanego Lasu. Ubrani byli w czarne płaszcze. Stali wpatrując się w zachód Słońca za Hogwartem.
Trzymali się za ręce.
- Miło czasem odwiedzić dawne
miejsca i powspominać trochę, prawda? – zapytała się towarzysza lekko
wychudzona blondynka z podkrążonymi zielonymi oczami.
Stali chwilę w ciszy rozkoszując
się chwilą. Im dłużej byli tu nie obecni tym bardziej chcieli wrócić. Były to największe
czary Hogwartu. Miłość do tego miejsca przepełniała każdego, nieważne z jak
mroczą przeszłością. Przecież nawet Tom Riddle właśnie tutaj ukrył część swoich
horkruksów. Niewątpliwie świadczyło to o przywiązaniu do starych murów Szkoły
Magii i Czarodziejstwa.
- Czas odwiedzić to miejsce
ponownie – rzekł wysoki, postawny mężczyzna. Miał lekko zapadnięte policzki,
ale szybko odzyskiwał zdrowie sprzed kilkunastu lat. Jego włosy były
poczochrane i lekko zabrudzone po długiej podróży jaką przebyli, aby ponownie
tu trafić.
- Myślisz, że jest tutaj? –
zapytała kobieta.
- Gdzie indziej miałaby być? –
odpowiedział pytaniem na pytanie uśmiechając się lekko pod nosem.
Zrobił to krok do przodu. Tak,
Hogwart niewątpliwie miał w sobie to coś. Coś, co przyciągało cię za każdym
razem, gdy byłeś blisko. Coś, co nie pozwalało zapomnieć tego miejsca. Coś, co
było silniejsze niż magia.
***
- Wiemy, że to macie – rozległ
się donośny i chłodny głos. – Oddajcie nam to, póki jeszcze możecie!
W Pokoju Wspólnym Krukonów nikt
się nie odzywał. Wszyscy z przerażeniem wypatrywali źródła dźwięku. Ich
największa tajemnica wyszła na jaw.
***
No to kolejny rozdział! :) Szczerze powiedziawszy bardzo długo nad nim siedziałam, bo jak zaczęłam to strasznie chciałam skończyć. W taki sposób spędziłam cały wczorajszy wieczór i pół nocy :D Bardzo zależało mi na tym, aby wyszedł jak najbliżej oceny "idealnie", a zwłaszcza ten "flashback". Miłego czytania!
Hej ;)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że rozdział zwalił mnie z nóg. Jest genialny ! Wprowadziłaś zaskakującą akcję. Ciekawa sprawa z tym Ericem i Veronicą. Zaimponowali mi, budzą grozę. Jestem ciekawa jaki będzie dalszy rozwój wydarzeń i o, co chodzi z tymi Krukonami ? Naprawdę pięknie...<3
Pozdrawiam.
co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com
Witaj, otrzymujesz nominację do Liebster Blog Awards. Więcej informacji i zasady znajdziesz tutaj:
OdpowiedzUsuńhttp://anna-anastasia.blogspot.com/
Bardzo ciekawy i tajemniczy rozdział. :'3 Podoba mi się :D o co może chodzić? Lecę czytać poprzednie!
OdpowiedzUsuńhttp://hogwart-david-richardson.blogspot.com/
Nowy rozdział!
Wow. Moja droga, to twój najlepszy rozdział! Jest interesujący, długi i trzyma w napięciu.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze wykreowałaś rodzeństwo Bravedeath... Jestem ciekawa, o co z nimi chodzi... Czyżby mieli jakiś problem z Liz... Bo jak tak... Mogę wparować do twojego opowiadania i obronić ją własną piersią! :D
Ale namieszałaś... To krukoni są w to zamieszani? O co chodzi?
No. Czekam na następny rozdział - i nam nadzieję, że będzie równie dobry, a może nawet lepszy niż ten... :D
A ja wracam do pisania swojego XD Chyba każdy chce mnie zamordować za tak długie nie dodawanie rozdziału... :C Blogowanie - nie radość <3
Powodzenia ci życzę i wiele weny. Nie zapominaj o mnie, kochana! :*
Stworzyłaś genialna historię, trzymająca czytelnika przez cały czas w napięciu!
OdpowiedzUsuńTa historia związana z Ericiem i Veronicą mną tak wstrząsnęła, w dodatku są z Gryffindoru! *.*
Nurtuje mnie jedno pytanie - Co z tym wszystkim związane mają Krukoni, o jaką tajemnicę chodzi?
Jutro wezmę się za kolejny rozdział. Naprawdę cudowne opowiadanie! ;)
Nadrabiamy, nadrabiamy!
OdpowiedzUsuńJejku, mega mi się podoba! Z każdym rozdziałem jest coraz lepiej! Podobała mi się ta retrospekcja, ogółem kocham śmierciożerców, a Ci, których wymyśliłaś są świetni! Wbrew pozorom są ludzcy, ślepo wpatrzeni w to, w co wierzą. Wierni, lojalni, tacy prawdziwi! A mimo to okazują słabości - mowa o płaczu dziewczyny, który był moim ulubionym fragmentem. Pokazałaś uczucia tych dwóch młodych ludzi, którzy tak wcześnie zdecydowali się w całości oddać konkretnym celom! Och! ♥
Lecę dalej!
Całuję,
Tris ♥