niedziela, 24 sierpnia 2014

#4

"From the red sky of the east
To the sunset in the west
We have cheated death
And he has cheated us"
~Iron Maiden - "Journeyman"

- Patrzcie – James rzucił gazetę na stół.
Był to egzemplarz najnowszego „Proroka Codziennego”. Na pierwszej stronie znajdowało się ruchome zdjęcie mężczyzny w krótkich blond włosach. Miał on duże, niebieskie oczy, w których od razu można było odczytać złość i nienawiść. Krzyczał i szarpał łańcuchy, którymi był unieruchomiony. W rękach trzymał tabliczkę ze swoim numerem. Obok była druga ilustracja. Przedstawiała ona kobietę w długich, jasnych włosach. Wąskie usta i zielone oczy sprawiała, że była jeszcze piękniejsza. Kobieta zachowywała się spokojniej. Siedziała na krześle i uśmiechała się szyderczo do kamery. Jej oczy zdawały się mówić „tak, zrobiłam to. I wcale nie żałuję”. Pod obrazkiem widniał podpis „Eric i Veronica Bravedeath uciekli z Azkabanu”.
- Eric i Veronica Bravedeath zostali skazani na dożywocie czternaście lat temu – czytała Rose. – Powodem wyroku było współpracowanie z Tym-Którego-Imienia-Nie-Wolno-Wymawiać. Byli oni najmłodszymi Śmierciożercami, dołączyli do szeregów Czarnego Pana już w wieku czternastu lat. Walczyli w czasie Bitwy o Hogwart po stronie zła i wyszli z niej cało. Przez dziesięć lat byli nieuchwytni dla aurorów, jednak w 2008 roku zostali złapani w czasie próby przelotu nad Francją. Proces odbył się błyskawicznie, a Eric i Veronica Bravedeath przyznali się do współpracy z Sami-Wiecie-Kim. Podczas ostatniej z rozpraw Veronica wypowiedziała słynne słowa, które wstrząsnęły całym magicznym światem – „Jestem dumna z tego, że mogłam pracować dla takiego wybitnego czarodzieja, jakim był Czarny Pan”. To okropne – wzdrygnęła się Rose i odłożyła gazetę.
- To byli ostatni „nienawróceni Śmierciożercy” – powiedział James wskazując palcem na portrety w gazecie. – Nikt już przecież nie liczy ojca takiego Malfoya albo tego kretyna Zabiniego.
- Mieli czternaście lat – westchnęła Lizzy. –Myślicie, że Sami-Wiecie-Kto zmusił ich do tego? – popatrzyła na kobietę na ilustracji. W jej oczach było widać obłęd. Jak inaczej można zachowywać się po czternastu latach w Azkabanie?
- Czytałam kiedyś o nich – odpowiedziała Rose. – Niezły z nich kociołek. Podobno znali potężniejsze zaklęcia, niż niektórzy dorośli Śmierciożercy, nie wspominając już o uczniach Hogwartu. Dobrzy uczniowie, nauczyciele byli z nich raczej zadowoleni. Nie wyróżniali się spośród innych, mieli jakieś wpadki, chodzili na mecze quidditcha, Eric był nawet pałkarzem. Nikt nie zauważył, żeby mieli jakieś skłonności do zabijania. Sam Dumbledore, który przecież Malfoya przejrzał na wylot, nie podejrzewał, że „jest z nimi coś nie tak”. Najdziwniejsze jest to, że nie byli oni ze Slytherinu, według tej książki nawet by tam nie pasowali.
- Tak? – zdziwił się Hugo. – To w jakim domie byli?
- W Gryffindorze.
***
Otaczał ich mrok. Nagle wszystko umilkło. Hogwart przestał się palić, a Śmierciożercy znieruchomieli. Nie wiedzieli co mają robić. Ich Pan poszedł do zamku, aby ogłosić obronie Hogwartu swoje zwycięstwo. Oni zostali na tylniej straży, na wypadek gdyby sprzymierzeńcy Wybrańca chcieli pomścić jego śmierć. Stali teraz tak wszyscy: niektórzy, ci bardziej poważani, w maskach, inni jedynie w czarnych pelerynach. Byli przedstawicielami różnych ras, nie wszyscy byli ludźmi, ale łączyło ich poddanie Czarnemu Panu. Teraz, gdy wszystko zamarło, co powinni zrobić? Zaatakować, korzystając z nieuwagi przeciwnej strony?
Nagle w oddali zamigotało światełko, które wyraźnie się do nich zbliżało. Sygnał do ataku? Światło wdarło się między nich, był to patronus. Kot usiadł pomiędzy nimi, a łapką zaczął drapać się za lewym uchem.
- Czarny Pan nie żyje. Poddajcie się – rozbrzmiał głos profesor McGonagall i kot natychmiast zniknął.
Wiadomość rozbrzmiała echem po lesie, w którym się ukrywali. Słudzy Czarnego Pana wpatrywali się w miejsce, w którym jeszcze przed sekundą siedział kot. Nie wierzyli. Jak to, najpotężniejszy czarodziej jakiego mieli okazję poznać, został zabity? Przez kogo? Ta jedna chwila przyniosła tak wiele pytań. Jednak najważniejsze, które budziło we wszystkich przerażenie, wciąż „wyświetlało się” w ich głowach – co oni, na brodę Merlina, mają teraz zrobić?
W samym środku tłumu stali ci najmłodsi: czarodziej i czarownica. Budzili szacunek nawet u tych najstarszych i najbardziej oddanych Voldemortowi Śmierciożercach. Oni już w wieku czternastu lat potrafili bez mrugnięcia okiem rzucić Avadę Kedavrę, ale oprócz tego znali wiele innych zaklęć, o których niektórzy z nich nawet nie słyszeli. Byli doceniani przez Czarnego Pana, to właśnie oni o wiele lepiej wykonywali swoje zadania od całego szeregu innych Śmierciożerców, z Draconem Malfoyem na czele. Zabicie Dumbledore? Dla nich to byłaby pestka! „Tacy oddani Czarnemu Panu, są prawdziwym szczęściem następnego pokolenia!” – mówiła o nich Bellatrix Lestrange. Odważni, uparci, dążący do celu, niewzruszeni, stali teraz wyprostowani, jak gdyby nie usłyszeli przerażającej wiadomości.
- Słyszeliście, Czarny Pan zginął! Nic tu po nas! – krzyknął jakiś Śmierciożerca i natychmiast się deportował. Zaraz po nim zrobiło to kilka kolejnych, a niektórzy zaczęli od wyczarowywania na sobie normalnych ubrań. Ci, którzy byli metamorfomagami najpierw zmienili swój wygląd – kształt nosa, kolor włosów i oczu, aby trudniej było ich rozpoznać. Wszyscy wiedzieli, że za pomoc, którą ofiarowali Voldemortowi, trafią do Azkabanu.
- Nie pomścicie go?! Tchórze! Tchórze! Nie zasługiwaliście na jego szacunek! – krzyczał blondyn, dość wysoki jak na swój wiek. Jego niebieskie oczy, zazwyczaj głębokie i nieprzeniknione, teraz kipiały nienawiścią i rządzą zemsty. Jego czarny płaszcz za bardzo ucierpiał w walce, dlatego teraz stał tylko w spodniach i białej koszuli z krawatem domu Gryffindora. Z jego prawego ramienia leciała krew, upadł na kamień chroniąc swoją towarzyszkę.
- Wróćcie do Hogwartu i udawajcie, że o niczym nie wiecie. Dobrze wam radzę – odpowiedział kolejny Śmierciożerca, a zaraz potem go nie było. Sług Czarnego Pana było coraz mniej. Zostawali jedynie nieliczni, którzy zastanawiali się jeszcze nad propozycją młodego Gryfona lub opatrywali bliskich rannych.
- A żebyś wiedział, ze tak będzie! – krzyczał czternastolatek. – I zabiję tego, który mu to zrobił!
Rozejrzał się po lesie. Zostali sami – on i dziewczyna. Jako jedyni nie mogli się teleportować, bo nie zdali egzaminów. Jednak nie to było największym problemem, tyle razy w końcu łamali zasady. Nie teleportowali się, bo po prostu nie umieli. Nauczyli się wielu potężnych zaklęć i klątw, lecz tego nie potrafili się nauczyć.
- I wy się nazywacie Śmierciożercami – darł się. – Tchórze! - blondyn ze złości kopnął najbliżej leżący kamień. Poleciał on daleko i zniknął w koronach drzew. Jednak to nie dało upustu jego emocjom. Zaczął bombardować zaklęciami najbliżej stojące drzewa.
- Uspokój się – odezwał się delikatny dziewczęcy głos. Należał on do drobnej blondynki o ślicznych zielonych oczach. Spojrzała na swojego towarzysza, jednak było zbyt ciemno, aby z jej twarzy dało się cokolwiek odczytać. Upominała go czy może troszczyła się, aby nie zrobił nic głupiego? – Nie możemy wrócić do Hogwartu – powiedziała z uporem w głosie. Widać nie znosiła sprzeciwu.
Blondynka była opatulona swoim czarnym płaszczem. Nie widać było po niej prawie żadnych oznak niedawno przebytej walki. Jedynie jej włosy, lekko brudne i poczochrane mogły dawać poszlakę, że dziewczyna ostatniej nocy nie spała grzecznie w swoim łóżku.
- Wiem – odpowiedział jej, opanowany już chłopak. – Widzieli nas. Walczyliśmy z nimi. Zabiliśmy ich – gdy wypowiadał ostatnie zdanie dało się odczuć pewien zawód. – Na pewno by nas wydali.
Nagle dziewczyną wstrząsnął szloch. Cała się trzęsła i upadła na ziemię. Teraz wydawała się zupełnie inna niż jeszcze kilkanaście minut temu, gdy walczyła przeciw rówieśnikom ze szkoły. Pokazała, że jest tylko czternastoletnią dziewczynką, a nie potworem stworzonym przez Voldemorta do zabijania.
- Nie płacz – chłopak podbiegł do niej i przytulił ją mocno do siebie. Chwilę trzymał ją w ramionach, a potem podniósł jej głowę tak, aby patrzyła mu w oczy. – Czego się boisz? Byliśmy po tej drugiej stronie. Byliśmy lepsi niż oni wszyscy – pokazał w stronę zamku.
- Nie chcę umierać – szlochała dziewczyna. – Nie chcę spędzić reszty życia w Azkabanie.
- Nawet jeśli tak będzie, przecież robisz to dla niego. Obiecywaliśmy spędzić całe nasze życie w jego służbie – odpowiedział jej.
- Myślisz… myślisz, że on chciałby, żebyśmy umarli? – blondynka spuściła swoje zielone oczy.
- Nie umrzemy. Wydostanę nas stąd – przytulił jej głowę do swoich piersi i pocałował ją w czoło.
- Obiecujesz? – wydukała przezwyciężając płacz.
- Obiecuję. Ja, Eric Bravedeath.
***
- Rose, czemu powiedziałaś to głosem Liz? – zapytała zdziwiona Lily. Popatrzyła na rodzeństwo i kuzynów. Wszyscy byli równie zdziwieni co ona.
- To nie ja to powiedziałam – odparła kuzynka. Jej zazwyczaj blade policzki zapłonęły rumieńcem. Skąd ta dziewczyna wiedziała to co ona? Przecież wykradła tę książkę nocą z Działu Ksiąg Zakazanych zabierając wcześniej Albusowi pelerynę niewidkę. – Skąd to wiedziałaś, Lizzy?
- To było dla mnie oczywiste – odpowiedziała blondynka nie rozumiejąc zdziwienia przyjaciół.
- Doprawdy? – James podniósł jedną brew. Dla niego nie było to oczywiste, z resztą z tego co widział dla reszty jego rodziny też nie. Rose się oczywiście nie liczyła, ona wiedziała wszystko, choć szczerze powiedziawszy Potter myślał, że tymi dwoma ją zaskoczy. Nie sądził, że kuzynka już zdążyła dużo wcześniej odkryć informację o najmłodszych Śmierciożercach. Być może ciocia Hermiona miała rację i faktycznie tylko rudowłosa wykorzystywała swoje możliwości? Odgonił od siebie tę myśl. Przecież zawsze znał swoją wartość, co się z nim teraz dzieje?
- To było bardzo logiczne – zaczęła się tłumaczyć Liz. – Wystarczy spojrzeć na cechy gryfońskie. Odwaga. Musieli być odważni skoro w wieku czternastu lat podjęli się służby u Voldemorta – Hugo i Rose wzdrygnęli się słysząc to nazwisko, a rodzeństwo Potterów jedynie spojrzało na nich z litością. – Szczerość. Veronica Bravedeath nie owijała w pergamin, otwarcie powiedziała, że jest dumna z tego co zrobiła. Szlachetność. Można na to przecież inaczej patrzeć niż jedynie przez pryzmat dobra. Postanowili stanąć po tej złej stronie i byli tam cały czas. Można by tak jeszcze długo, ale łapią się pod wszystkie cechy, jestem tego pewna – zakończyła.
- Dobra, ale co z cechami Ślizgonów? – zapytał się James. – Spryt? Przebiegłość? Ambicja? To wszystko przecież też na pewno mieli.
- A czy twój ojciec przypadkiem też nie pasował do obydwu domów? – zapytała czujnie Liz.
James zrobił nietęgą minę. Faktycznie, miała rację. Skoro było to możliwe u słynnego Harry’ego Pottera, jedenastoletniego Wybrańca, to czemu nie mogło to być możliwe w przypadku dwóch przyszłych Śmierciożerców? Zapewne idąc do Hogwartu jeszcze nie wiedzieli, że staną po stronie zła.
- Wydaje mi się, że ja ich już gdzieś widziałem – nagle odezwał się Albus. Od dłuższego czasu wpatrywał się w fotografię młodych ludzi, wychudzonych przez pobyt w Azkabanie. – Pamiętam tę kobietę.
- Al, to niemożliwe – odpowiedziała Lily nerwowo zakładając włosy za prawe ucho. Zazwyczaj tego nie robiła, bo uważała, że niekorzystnie wygląda inaczej niż we włosach spuszczonych wokół twarzy. – Musiałbyś ich widzieć mając dwa latka, nie pamiętałbyś takich rzeczy.
- Poza tym wujek Harry na pewno nie pozwoliłby, żebyś zobaczył niebezpiecznych Śmierciożerców – Rose jak zawsze musiała wrzucić swoje trzy galeony. – Musiałbyś ich zobaczyć na jednej z jego akcji, a przecież wujek nie zabiera nikogo na akcje.
- Pamiętam ją – uparcie powtórzył Albus. Był pewny, że gdzieś już widział tą kobietę, musiał sobie tylko przypomnieć gdzie, bez tego rodzeństwo mu nie uwierzy – Kiedy oni uciekli z tego Azkabanu? – zapytał zabierając „Proroka Codziennego” ze stołu.
- 31 sierpnia – odparła Rose nawet nie patrząc na gazetę. – To jest artykuł przypominający. Gdyby ktokolwiek ich zobaczył musi natychmiast zawiadomić ministerstwo.
- Na Merlina, skąd ty to wszystko wiesz? – zapytał James przewracając oczami.
Nagle Albusa olśniło:
- Już wiem! – krzyknął rzucając gazetą o stół. Zbladł i kolejne słowa wypowiedział już o wiele ciszej. – To było 1 września. Na King’s Cross.
***
Czarodziej i czarownica stali na skraju Zakazanego Lasu. Ubrani byli w czarne płaszcze. Stali wpatrując się w zachód Słońca za Hogwartem. Trzymali się za ręce.
- Miło czasem odwiedzić dawne miejsca i powspominać trochę, prawda? – zapytała się towarzysza lekko wychudzona blondynka z podkrążonymi zielonymi oczami.
Stali chwilę w ciszy rozkoszując się chwilą. Im dłużej byli tu nie obecni tym bardziej chcieli wrócić. Były to największe czary Hogwartu. Miłość do tego miejsca przepełniała każdego, nieważne z jak mroczą przeszłością. Przecież nawet Tom Riddle właśnie tutaj ukrył część swoich horkruksów. Niewątpliwie świadczyło to o przywiązaniu do starych murów Szkoły Magii i Czarodziejstwa.
- Czas odwiedzić to miejsce ponownie – rzekł wysoki, postawny mężczyzna. Miał lekko zapadnięte policzki, ale szybko odzyskiwał zdrowie sprzed kilkunastu lat. Jego włosy były poczochrane i lekko zabrudzone po długiej podróży jaką przebyli, aby ponownie tu trafić.
- Myślisz, że jest tutaj? – zapytała kobieta.
- Gdzie indziej miałaby być? – odpowiedział pytaniem na pytanie uśmiechając się lekko pod nosem.
Zrobił to krok do przodu. Tak, Hogwart niewątpliwie miał w sobie to coś. Coś, co przyciągało cię za każdym razem, gdy byłeś blisko. Coś, co nie pozwalało zapomnieć tego miejsca. Coś, co było silniejsze niż magia.
***
- Wiemy, że to macie – rozległ się donośny i chłodny głos. – Oddajcie nam to, póki jeszcze możecie!
W Pokoju Wspólnym Krukonów nikt się nie odzywał. Wszyscy z przerażeniem wypatrywali źródła dźwięku. Ich największa tajemnica wyszła na jaw.
***
No to kolejny rozdział! :) Szczerze powiedziawszy bardzo długo nad nim siedziałam, bo jak zaczęłam to strasznie chciałam skończyć. W taki sposób spędziłam cały wczorajszy wieczór i pół nocy :D Bardzo zależało mi na tym, aby wyszedł jak najbliżej oceny "idealnie", a zwłaszcza ten "flashback". Miłego czytania!

6 komentarzy:

  1. Hej ;)
    Powiem szczerze, że rozdział zwalił mnie z nóg. Jest genialny ! Wprowadziłaś zaskakującą akcję. Ciekawa sprawa z tym Ericem i Veronicą. Zaimponowali mi, budzą grozę. Jestem ciekawa jaki będzie dalszy rozwój wydarzeń i o, co chodzi z tymi Krukonami ? Naprawdę pięknie...<3
    Pozdrawiam.

    co-serce-pokocha-dramione.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj, otrzymujesz nominację do Liebster Blog Awards. Więcej informacji i zasady znajdziesz tutaj:
    http://anna-anastasia.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ciekawy i tajemniczy rozdział. :'3 Podoba mi się :D o co może chodzić? Lecę czytać poprzednie!
    http://hogwart-david-richardson.blogspot.com/
    Nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow. Moja droga, to twój najlepszy rozdział! Jest interesujący, długi i trzyma w napięciu.
    Bardzo dobrze wykreowałaś rodzeństwo Bravedeath... Jestem ciekawa, o co z nimi chodzi... Czyżby mieli jakiś problem z Liz... Bo jak tak... Mogę wparować do twojego opowiadania i obronić ją własną piersią! :D
    Ale namieszałaś... To krukoni są w to zamieszani? O co chodzi?
    No. Czekam na następny rozdział - i nam nadzieję, że będzie równie dobry, a może nawet lepszy niż ten... :D
    A ja wracam do pisania swojego XD Chyba każdy chce mnie zamordować za tak długie nie dodawanie rozdziału... :C Blogowanie - nie radość <3
    Powodzenia ci życzę i wiele weny. Nie zapominaj o mnie, kochana! :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Stworzyłaś genialna historię, trzymająca czytelnika przez cały czas w napięciu!
    Ta historia związana z Ericiem i Veronicą mną tak wstrząsnęła, w dodatku są z Gryffindoru! *.*
    Nurtuje mnie jedno pytanie - Co z tym wszystkim związane mają Krukoni, o jaką tajemnicę chodzi?

    Jutro wezmę się za kolejny rozdział. Naprawdę cudowne opowiadanie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nadrabiamy, nadrabiamy!
    Jejku, mega mi się podoba! Z każdym rozdziałem jest coraz lepiej! Podobała mi się ta retrospekcja, ogółem kocham śmierciożerców, a Ci, których wymyśliłaś są świetni! Wbrew pozorom są ludzcy, ślepo wpatrzeni w to, w co wierzą. Wierni, lojalni, tacy prawdziwi! A mimo to okazują słabości - mowa o płaczu dziewczyny, który był moim ulubionym fragmentem. Pokazałaś uczucia tych dwóch młodych ludzi, którzy tak wcześnie zdecydowali się w całości oddać konkretnym celom! Och! ♥
    Lecę dalej!
    Całuję,
    Tris ♥

    OdpowiedzUsuń